Użytkownicy internetu nie lubią reklam. Świadczy o tym rosnąca liczba stosowanych blokerów reklam. Według danych z raportu przygotowanego przez firmy PageFair i Adobe w 2015, blokowanie reklam internetowych wzrosło globalnie, w stosunku do poprzedniego roku o ponad 40 procent. Polska jest w czołówce. W naszym kraju, co trzeci internauta nie chce oglądać reklam. 

Oczywiście reklamodawcy szukają innych metod dotarcia do zniechęconego konsumenta i ta walka nigdy się nie zakończy. Chociaż dochody reklamowe tradycyjnych mediów, szczególnie telewizji, wciąż są imponujące, to budżety reklamowe od kilku lat przenoszą się do internetu. Wyniki finansowe nie wskazują jednak, aby przyszłość należała do konwencjonalnych reklam (baner, video) projektowanych na komputery stacjonarne i irytujących większość  użytkowników. Znacznie więcej dynamiki notują reklamy na urządzenia mobilne. Generalnie, czas chyba zrewidować stare powiedzenie: “reklama dźwignią handlu”. Jeśli nie przekaz reklamowy, to co w zamian?

Konsumenci coraz częściej szukają produktów w sieci. Na to zapotrzebowanie odpowiadają profesjonalne treści internetowe. Jeśli nawet klienci nie kupują towarów on-line, to szukają informacji o nich w internecie, by trafić o konwencjonalnych sklepów. Tutaj otworzyła się zupełnie nowa szansa dla autorów treści internetowych, by pisać w sposób nienachalny i przezroczysty o produktach. W jakiej formie? W terminologii zachodniej istnieje pojęcie advertorial, czyli reklama łudząco przypominająca typowy artykuł publicystyczny. Rozwojowa wersja advertorialu to reklama natywna spotykana już głównie w świecie on-line.  

Trudno się dziwić, że rynek szuka bardziej subtelnej i naturalnej metody dotarcia do klienta. Wykorzystuje do tego naturalne środowisko informacyjne, w którym porusza się jego docelowy odbiorca. Ta tzw. reklama natywna jest też często nazywana advertorialem. Czy można te nazwy stosować zamiennie? Dyskusja trwa.

Firmy chcące dotrzeć do klienta powinny szukać go tam, gdzie on jest. Możliwości i narzędzi zlokalizowania odbiorcy jest dzisiaj mnóstwo. Gdy już namierzymy rybę, która ma połknąć nasz haczyk musimy zaprezentować produkt, czy usługę w formie przypominającej publicystykę. Treści internetowe, które wciągną czytelnika w opowieść, a jednocześnie dyskretnie przedstawią określone treści to przyszłość. Nie może to się jednak odbywać na prostej zasadzie łowienia klików, ale raczej zbudowania interesującej narracji wokół produktu. Jeśli będzie ona atrakcyjna, zostanie rozpowszechniona przez samych klientów, a nic tak nie wpływa na nasze decyzje konsumenckie jak polecenie produktu przez kogoś, komu ufamy.